W poście podsumowującym maj wspominałam, że byliśmy parę dni w Belgii. Najczęściej przejeżdżamy przez to państwo w drodze do i z Polski, ale dopiero niedawno nadarzyła się okazja, by je zwiedzić. Odległość od Paryża jest niewielka, tak więc jazda samochodem z niemowlakiem nie była aż tak uciążliwa.
Pogodę na zwiedzanie mieliśmy idealną. Nie było deszczu, mocnego wiatru, ani uciążliwych upałów. Codziennie w okolicach 20-25 C. Tak więc mimo moich wcześniejszych uprzedzeń co do tego kraju i mieszkańców, dzięki słonecznej pogodzie i udanemu zwiedzaniu, mam teraz miłe wspomnienia.
Co do samej Brugii, to zachwyty nad nią są trochę przesadzone. Nie chcę tu nikomu podpaść, ale aż tak bardzo mnie nie urzekła. Urokliwe miasteczko jakich widziałam już wiele. Warto tam pojechać, ale niekoniecznie wrócić. Bardziej spodobała mi się Gandawa, o której wcześniej nic nie słyszałam. Bruksela też ma swój urok i zaskoczyła mnie na plus.
Zacznijmy jednak od Brugii, bo to jej poświęcony jest dzisiejszy post.
Nie będę was zanudzać informacjami o powstaniu tego miasta, bo sama tego nie czytam. Bardziej zwracam uwagę na informacje o zabytkach, kuchni,
znanych ludziach tam mieszkających i na ciekawostki dotyczące miasta.
Zamieszczę tylko krótki wstęp.
Brugię zamieszkuje niecałe 120 tyś. mieszkańców. Z powodu obfitości kanałów w historycznej części miasta, nazywane jest flamandzką Wenecją. Słynie z tradycyjnego wyrobu koronek (belgijskie Koniakowo :) i dywanów.
Prawa miejskie otrzymała 27 lipca 1128 roku.
Brugia jest kolebką malarstwa flamandzkiego, a historyczne centrum miasta znajduje się od 2000 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Gotycki ratusz z bogato rzeźbioną fasadą (XIV-XV)
Widoczna wysoka wieża to beffroi (XIII-XV, XIX w.)
Słynne kanały
Jeśli będziecie mieli więcej czasu to warto odwiedzić też muzea i kościoły. My tym razem sobie odpuściliśmy.
W Brugii nie brakuje urokliwych brukowanych uliczek, które dawniej miały dla mnie swój urok. Teraz pchając wózek z dzieckiem zmieniam zdanie. Brukowane uliczki nie są urokliwe :) a takich w mieście było niestety wiele.
Po południu pojechaliśmy jeszcze do niedaleko położonej Ostendy. Plusem jest jej położenie nad morzem, ale samo miasteczko wyglądało trochę ponuro. Ostenda znana jest z esplanady, mola i piaszczystych plaż. Jest tam kasyno i fort Napoleona, a także hipodrom. Warto jeszcze zobaczyć port.
Zwróćcie uwagę na tę zabytkową kamienicę, wciśniętą pomiędzy bloki.
Tak minął nam pierwszy dzień w Belgii.
Kolejny wpis będzie o stolicy.
Pięknie! A kamienicy nie zauważyłabym gdybyś nie powiedziała!
ReplyDeleteCiężko ją zauważyć, ale dobrze, ze jej nie zburzyli stawiając te bloki.
ReplyDelete