To średniowieczne miasteczko, położone 90 km na południowy wschód od Paryża, zostało w 2001 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO ( dzięki 58 zabytkom historycznym, które tam się znajdują).
Provins po raz pierwszy występuje w przekazach z roku 802,
jest jednak miejscem dużo starszym. Znajdowało się na skrzyżowaniu ważnych
dróg handlowych (północ-południe i wschód-zachód),a w średniowieczu (IX - XIII w.) był tutaj jeden z największych targów ówczesnej Francji.
Każdy zakątek miasta przypomina nam, iż dawniej była to stolica hrabstwa Szampanii.
Prawie całe miasto otoczone jest murami. Powstały one w latach 1226-1314.
Powyżej ratusz, poniżej budynek banku.
W mieście na uwagę zasługuje XII wieczna wieża Tour Cesar, a także kolegiata Saint-Quiriace z tego samego wieku.
Provins jest również stolicą różanych słodkości. Najpopularniejsze z nich to konfitura z płatków róży, miód różany, cukierki o smaku róży i syrop z róży.
Miasto słynie także z niflettes. Są to ciasteczka zrobione z ciasta francuskiego, wypełnione czymś co przypomina budyń. Ciastka te jada się głównie 11 listopada, jak i w inne święta.
My byliśmy tam 10 listopada, więc i nam udało się spróbować niflettes.
Pięknie! Niczym jak w jakiejś bajce :) a o tych ciachach nigdy nie słyszałam (ale przyznam, że do piekarni/cukierni zawsze wysyłam mojego Francuza, żeby mnie nic nie kusiło:P), zapisuję sobie i jak je zobaczę to z pewnością spróbuję :)
ReplyDeleteNie wiem czy niflette mozna spotkac w innych cukierniach. Ja widzialam je tylko w Provins.
DeleteByłam tam dokładnie dwa lata temu! Pojechałam z koleżanka w pewna styczniowa sobotę, żeby jakos ciekawiej spędzić weekend. Pamietam, ze pizgalo złem i zimnem, w pewnym momencie spadł śnieg, ja miałam najniewygodniejsze buty świata i na jakieś 2 godziny utknęlysmy na dworcu, bo nie jeździły normalne autobusy do miasteczka, aż w końcu złapalysmy stopa, juz sine z zimna. W stedniowiecznym centrum turystycznym powiedziano nam, ze w zimę wszystko zamknięte, wiec biegiem oblecialysmy ruiny, kupilysmy pamiątkowe magnesy i zjadłysmy trzy opakowania carambarow w powrotnej drodze pociągiem. Taka wycieczka właśnie :))))
ReplyDeleteAle do dziś wspominam Provins z prawdziwym rozrzewnieniem!
Fajna historia. Mi Provins bedzie sie kojarzyl ze spokojnym miasteczkiem, gdzie zjedlismy pyszne i tanie calzone (tylko 7 euro, pizze w podobnej cenie).
Delete