W połowie marca, czyli prawie cztery miesiące temu, wybraliśmy się do Bormes-les-Mimosas. Miejscowość ta, nazwę zawdzięcza zakwitającej w lutym mimozie, którą około 1860 roku sprowadzono z Meksyku. Oprócz mimozy poczuć tam można inne zapachy. Głównie eukaliptus, rumianek i oleander.
Miejscowość ta posiada zabawne nazwy uliczek. Niektóre z nich, to między innymi: Ścieżka Plotkarek( Draille des Bredovilles), Ulica Połamanych Kości( Rue Roumpi-Cuou) czy Zaułek Zakochanych( Venelle des Amoreux).
W drodze powrotnej udaliśmy się do położonego niedaleko Le Lavandou( nazwa nie ma nic wspólnego z lawendą). Jest tam port, z którego odpływają statki na Iles d'Hyeres, czyli wyspy z pięknymi piaszczystymi plażami. Największą z nich jest Île de Porquerolles( 7km x 5 km), z pięcioma pasmami wzgórz i wybrzeżem klifowym.
Tam niestety nie popłynęliśmy.
Mieszkańcy grający w pétanque.
Całkiem niedaleko znajduje się półwysep Giens - Presqu'île de Giens, skąd widać wspomnianą wcześniej wyspę Porquerolles.
Jak tam pięknie u Ciebie... I te pomarańcze na drzewach...
ReplyDeleteChciałam spróbować jak one smakują, ale niestety rosły za wysoko.
DeleteJak tak oglądam te zdjęcia to dla mnie zupełnie inna rzeczywistość. Pięknie :)
ReplyDeleteZapraszam więc do odwiedzenia Prowansji.
Delete