Niech Was nie zmyli tytuł, bo żadnego oblewania w tym dniu nie było. We Francji nie znają tego słowiańskiego zwyczaju.
Było jednak dużo wody, gdyż udaliśmy się nad morze, a dokładniej do Saint-Tropez. O tym słynnym kurorcie wspominałam już w moim pierwszym poście.
Koniec kwietnia to jeszcze nie początek sezonu letniego, ale ludzi było sporo. Spacerujących, zwiedzających i tych na swoich jachtach.
W drodze powrotnej udaliśmy się do Port Grimaud.
O tej prowansalskiej Wenecji, już kiedyś wspominałam na blogu.
wow ale piękne widoki :)
ReplyDeleteja Saint Tropez znam tylko z filmów z Luisem de Funesem, może kiedyś uda mi się odwiedzić
Mam zdjecie na laweczce przed gendarmerie :)
ReplyDeleteMmmm! Love StTropez!!!!!!!!!!!!
ReplyDeleteNice photos!!!
Angela Donava
http://www.lookbooks.fr